Nie
zliczę ile czasu zabierałam się za przeczytanie tego tytułu. Książka leżała u
mnie na półce ładnych kilka miesięcy i zdążyła zebrać trochę kurzu nim
zdecydowałam się po nią sięgnąć. Nie mam pojęcia dlaczego tak długo zwlekałam,
ale w końcu zdecydowałam się przełamać i tak oto jest: moja opinia o
„Niewidzialnym życiu Addie LaRue”. Powieść ma sporo zwolenników, ale też
przeciwników, a ja… cóż, na pewno nie jestem negatywnie nastawiona do tej
lektury. Ukazana przez V. E. Schwab historia spodobała mi się na tyle, że nie
miałam problemu z dobrnięciem do jej końca. A jednak, pomimo wielu pochwał i
zachwytów, książka nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, a przynajmniej nie
takiego na jaki liczyłam.
„Nigdy nie módl się do bogów, którzy
odpowiadają po zmroku. Francja, rok 1714. Uciekająca sprzed ołtarza młoda
Adeline popełnia niewyobrażalny błąd. Zawiera umowę z diabłem. Faustowski pakt
nakłada na nią ograniczenie – możliwość wiecznego życia bez szansy na bycie
zapamiętaną przez kogokolwiek – dlatego Addie decyduje się opuścić swoją
wioskę. Dziewczyna jest zdeterminowana, by znaleźć dla siebie właściwe miejsce,
nawet jeśli została skazana na wieczną samotność. Ale czy na pewno? Każdego
roku, w dniu jej urodzin, tajemniczy Luc przychodzi z wizytą i pyta, czy Addie
jest już gotowa, by oddać mu swą duszę. Minie trzysta lat, zanim Addie odwiedzi
ukrytą w Nowym Jorku księgarnię i pozna kogoś, kto zapamięta jej imię – i nagle
wszystko znów zmieni się na zawsze.” Addie już jako mała dziewczynka
nauczyła się marzyć. Wiedziała, że wszystko jest dla niej możliwe, dlatego w
skrytości zapragnęła podróżować, by odkrywać nieznane sobie miasta i kraje.
Rodzina jednak miała wobec niej inne plany. W dniu swojego ślubu Addie ucieka
sprzed ołtarza i błaga wszystkich znanych sobie bogów o pomoc, ale odpowiada
jej tylko jeden, będący uosobieniem ciemności. Gdy dziewczyna zawiera z nim
umowę, zdaje sobie sprawę jak wielki błąd popełniła. Zyskuje wieczną młodość,
siłę i nieśmiertelność, ale nikt na dłużej nie potrafi zapamiętać jej imienia ani
istnienia, zaś każde jej działanie jest tylko przelotne. Minie trzysta lat nim
Addie pozna kogoś, kto wreszcie zachowa ją w swojej pamięci, a także wstrząśnie jej duszą i oczaruje. Co wyniknie
z tej znajomości? Czy dzięki nowo poznanej osobie Addie uda się uwolnić od
klątwy?
Przyznam,
że pomysł na fabułę tej książki wydaje się dość oryginalny. Mamy do czynienia z
bohaterką, która usiłuje nie tylko zostać zapamiętaną, choć na chwilę, przez
otaczających ją ludzi, ale też pragnie wpłynąć w jakikolwiek sposób na bieg
historii, by odzyskać to, co zostało jej odebrane oraz robi wszystko aby nie
zniknąć w odmętach upływającego czasu. Autorka w ten sposób przemyca do treści
pragnienie każdego człowieka – kto nie chciałby decydować o swoim losie, tak by
zachować się w pamięci przyszłych pokoleń? Nikt nie chce zostać zapomniany,
porzucony i samotny. V. E. Schwab doskonale rozwija te zagadnienia, dlatego
powieść niesie w sobie niesamowity przekaz. „Niewidzialne życie Addie LaRue” to
również potężna kopalnia cytatów, przesłań i pouczających opowiastek, dlatego
jeżeli lubicie lektury z morałem to myślę, że książka powinna Wam się spodobać.
Pojawiły
się jednak pewne elementy, które nie do końca mi odpowiadały. Niezmiernie
denerwującym było dla mnie skakanie po fabule. Co mam konkretnie na myśli?
Autorka rozwija jeden wątek sprzed trzystu lat, a następnie przenosi nad do
roku 2014, by za chwilę znów zrobić mały krok do tyłu w czasie i opowiedzieć
kolejną myśl. Tak się dzieje prawie przez całą książkę. Okropnie irytowało mnie
takie zagranie ze strony V. E. Schwab i wolałabym, żeby powieść została
poukładana chronologicznie. W ten sposób pisarka zepsuła cały efekt zaskoczenia
i wprowadziła chaos do tej historii. Oczywiście, idzie się połapać, ale byłoby
o wiele ładniej i lepiej by się czytało, gdyby tych przeskoków po prostu nie
było.
Kolejną
sprawą jest akcja książki. Na początku losy Addie bardzo mnie intrygowały i
połykałam tekst jak pelikan. Później wszystko zaczyna się rozmywać, robi się
coraz nudniej, zaś wiele wydarzeń nie zaskakuje na tyle, by się nimi zachwycać.
Czytałam tę powieść dla samej przyjemności czytania, obszerne opisy nie były mi
straszne i podobało mi się przesłanie, które autorka wplatała gdzieś pomiędzy
wątkami, dlatego przebrnięcie przez tyle tekstu nie stanowiło dla mnie
problemu. Jeżeli jednak liczycie na zaskakujące zwroty akcji i szybkość
wydarzeń, srogo się rozczarujecie. To nie jest ten typ lektury. „Niewidzialne
życie Addie LaRue” bardziej zainteresuje tych, którzy lubią trochę podumać nad
tekstem, zastanowić się nad swoim życiem, wyciągnąć jakieś lekcje z tej
powieści dla siebie. I tak, książka bardziej przeznaczona jest dla młodzieży,
ale pomimo lekkiego odbioru, nie każdy odnajdzie się przy tej historii.
Na
uwagę zasługuje bogata szata graficzna książki. Jeszcze nie spotkałam się z
farbowanymi kartkami, a tu proszę – brzegi mają w sobie odcienie błękitu i
każda strona dzięki temu zabiegowi jest ozdobiona pięknym kolorem. Okładka jest
twarda, co lubię, granatowa i znajdują się na niej pozłacane linie i rysunki
kwiatów. Książka podzielona jest na siedem części i przed każdą z nich znajduje
się mały obrazek sztuki, a pod nim krótki opis objaśniający. Każdy z tych
rysunków odwołuje się do przeszłości głównej bohaterki. Warto mieć tę książkę w
swojej kolekcji, jeżeli lubicie popatrzeć się na pięknie wydane tytuły.
Podsumowanie:
+
oryginalna historia
+
autorka przemyca treści zmuszające do refleksji
+
twarda oprawa książki
+
farbowane strony
-
czasem akcja książki staje się zbyt powolna
-
autorka pomija chronologię wydarzeń
Ilość
stron: 608
Wydawnictwo:
We Need YA
Rok
wydania: 2021 (z 2020)
Gatunek:
fantasy
Dla
kogo: dla młodzieży, dla osób lubiących historie zmuszające do refleksji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz