25.01.2021

"Prawdodziejka" Susan Dennard

 

Przedstawiam Wam kolejną pozycję książkową z gatunku fantastyki. „Prawdodziejka” to powieść skierowana głównie dla młodych czytelników, a z racji, że ja również czuję się młoda duchem, zdecydowałam się na jej zakup (podobno z niektórych rzeczy się nie wyrasta i chyba tak jest w moim przypadku). Jeżeli jesteście ciekawi moich wrażeń – zapraszam do czytania tekstu poniżej.


 

„Safiya i Iseult, młode czarodziejki, znów wpadły w tarapaty. Muszą uciekać. Natychmiast. Safi jest jedyną w Czaroziemiach prawdodziejką, zdolną zdemaskować każde kłamstwo. Swój dar trzyma w sekrecie, inaczej zostanie wykorzystana w konflikcie między imperiami. Z kolei prawdziwe moce Iseult są tajemnicą nawet dla niej samej. I lepiej żeby tak zostało. Safi i Iseult pragną jedynie wolności. Niebezpieczeństwo czai się tuż za rogiem. Zbliżają się niespokojne czasy, wojna wisi w powietrzu i nawet sojusznicy nie grają fair. Przyjaciółki będą walczyć z władcami i ich najemnikami. Niektórzy posuną się do ostateczności, by dopaść prawdodziejkę.” Według opisu powinniśmy dostać prawdziwą bombę fabularną. Ucieczka, wojny, konflikty, nieznane bohaterom moce, a wszystko okraszone tragiczną przeszłością z zalążkiem magii. Brzmi zbyt pięknie? No właśnie.

Fabuła powieści zaczyna się dość ciekawie: dwie bohaterki przygotowują się do rabunku i może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie okazało się, że zostają wystawione do wiatru przez niejakiego Rzeźbimieszka. W ten sposób stają się punktem numer jeden na liście utalentowanego krwiodzieja, który nie spocznie dopóki nie dokona na nich zemsty. Od tej pory Safiya i Iseult będą zmuszone nieustannie oglądać się za siebie. Dodając do tego zbliżający się konflikt pomiędzy imperiami, niespotykany dar magiczny dwóch bohaterek oraz przepowiednię o Cahr Awenach, Safiya i Iseult zostają obarczone niełatwymi zadaniami.

Pomimo interesująco zarysowanej fabuły, książka mnie nie zachwyciła. Wiele z ukazanych wydarzeń mogłam z łatwością przewidzieć, zaś sama akcja skupiała się głównie na ucieczce dwóch bohaterek, co po jakimś czasie zaczynało stawać się nudne. Niektóre z rozdziałów wydawały się intrygujące, ale zabrakło mi elementu zaskoczenia i dopracowania niektórych scen. Również postacie wydawały się zbyt perfekcyjne, pomimo przedstawienia przez autorkę sytuacji dramatycznych (np. rozłąka Iseult z jej własnym plemieniem i odrzucenie), a nawet jeżeli takie się pojawiały to nie wywoływały we mnie żadnych głębszych emocji. Czasem trochę się wciągnęłam, ale nie stało się to na zasadzie „umrę z niedosytu bez przeczytania książki do końca”. Niektóre rozdziały zaczynałam czytać kilka razy i musiałam robić sobie przerwę.

Nie potrafię odżałować także świata przedstawionego. Tutaj naprawdę się przyczepię. Autorka operuje takimi nazwami jak: prawdodziej, krwiodziej, więziodziej, wiatrodziej tylko szkoda, że nic mi to nie mówi. Niestety, ale pisząc książkę według kobiecej logiki w stylu: coś tam sobie wstawię, a czytelnik reszty się domyśli, nigdy nie jest dobrym pomysłem. Twórczyni nie wyjaśniła na czym polegają prawa występujące w jej powieści, czasem trochę się rozpisała w niektórych wątkach, ale wiele pojęć było dla mnie kompletnie abstrakcyjnych. To właśnie brak logiki tak zniechęcał mnie do czytania tej powieści. Szkoda, ponieważ styl Susan Dennard wydał się dość zachęcający.

Chyba jedynym plusem publikacji jest okładka, ukazująca postać Safiyi. Kiedy patrzę na to zdjęcie, mam wrażenie, że oglądam prawdziwą bohaterkę bez żadnego koloryzowania. Szkoda, że okładka nie odzwierciedla treści. Środek książki podzielony został na czterdzieści krótkich rozdziałów, są także klapy, na których występuje nota biografia autorki oraz rekomendacje mające zachęcić nas do przeczytania powieści. Na pierwszych stronach zamieszczono też mapkę krain Czaroziemia, ale jak dla mnie jest zbyt niewyraźna i ciemna.

 

Podsumowanie:

+ szybka akcja powieści

+ ładna okładka

- słabo rozwinięty świat przedstawiony

- słabo ukazany rys psychologiczny bohaterów

- niewyraźna mapka

 

Ilość stron: 400

Wydawnictwo: SQN

Gatunek: fantastyka

Rok wydania: 2016 (z 2015)

Dla kogo: dla młodzieży

4 komentarze:

  1. Fajna recenzja ;p i zapewne zgodziłabym się z tobą, też nie cierpię gdy autor idzie tym torem myślenia "coś napiszę a reszty się domyślą" bądź wielokrotnie właśnie spotkałam się z zabiegiem stosowania wielu skomplikowanych określeń ze świata realnego, żargony zawodowe, nazewnictwo, język, często potem nie rozumiem co pisarz napisał bo jak nie jesteś obyta w danej dziedzinie to zupełnie nie można zrozumiec o czym mowa. Przykładowo taki moim zdaniem spalony zabieg zastosował auto słynnej serii Zwiadowców a konkretnie w serii "Drużyna" gdzie jest ogromna ilość żargonu i nazewnictwa żeglarskiego, którego zupełnie nie mogę zrozumieć, nie wiem co to są fały, trymowanie żagla, rumpel czy szoty, i tylko niektóre z tych słówek autor tłumaczy czym są. Znaczna większość jest niezrozumiała i nie wiadomo o co chodzi. Rozumiem styl takich pisarzy, ze chcą pisać w sposób jak najmocniej realny i rzeczywisty co jest ogromną sztuką, której sama nie umiem wpajać w swojej twórczości, ale zakładanie, ze czytelnik domyśli się o co chodzi, gdzie tylko ci, którzy interesują się ściśle tematem zrozumieją, jest zupełnie błędnym myśleniem u pisarzy.
    dlatego rozumiem o czym tu piszesz w recenzji i też dlatego ja nie marnuję pieniędzy na kupowanie książek tylko wolę najpierw wypożyczyć z biblioteki bo po co potem żałować hehe ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze powiedziane ;-) . Ja co prawda nie czytałam "Drużyny", ale zetknęłam się z pierwszym tomem "Zwiadowców" i stwierdziłam, że na tym moja przygoda z tym autorem się skończy. Książka dziecinna, przewidywalna, zaś popisywanie się słownictwem w połączeniu z kiepskim stylem tylko zniechęciło mnie do dalszego czytania. Zupełnie nie rozumiem zachwytów tą serią, jak i samym Flanaganem.
      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz :-)

      Usuń
    2. Powiem tak, osobiście bardzo mi się podoba seria Zwiadowców, ale masz tu rację, jest dość dziecinna ale co się dziwić skoro autor przyjął za grupę wiekową czytelników 12+, to raczej nie można się spodziewać dojrzałych bohaterów. Ale podobała mi się ta seria bo jest sporo przygody i ciekawych postaci. Jedynie zniechęciło mnie, że pisarz trochę za mocno poleciał w stronę romantycznych związków aż 6 postaci, zdecydowanie to było przesadą i podejrzewam, że ten pomysł wniósł na prośbę samych czytelników haha. Seria "Drużyny" jest znacznie lepsza. Wbrew pozorom nie jest juz ona taka dziecinna a już zdecydowanie nie jest przewidywalna. Ma o wiele więcej elementów akcji, zaskakujących wątków i więcej barwnych postaci, przy czym ku mojej radość autor zrezygnował z romantycznych uniesień i od razu seria zyskała na tym. Polecam mimo wszystko. Jedynie właśnie męczy ten niezrozumiały żargon żeglarski ale po za tym uważam, że to bardzo dobra seria. Cały czas zresztą kontynuowana.

      Usuń
    3. W takim razie zaciekawiłaś mnie i może spróbuję się przekonać do "Zwiadowców", ale podejrzewam, że lekko nie będzie :-) osobiście nic nie mam do książek dla dzieci i młodzieży, sama zachwycam się nawet takimi tytułami jak "Harry Potter", "Eragon","Mały książę" i tym podobnymi lekturami, ale przeznaczenie dla młodszej grupy czytelniczej nie zwalnia z obowiązku postarania się przy tworzeniu postaci i zdarzeń, ba powiem jeszcze, że trzeba się bardziej napracować, w końcu młody czytelnik szybciej się nudzi.
      Cóż, wychodzi na to, że mam kolejne serie książek do nadrobienia - "Zwiadowców" i "Drużynę", które razem liczą około 40 tomów :-D

      Usuń

Archiwum

Szukaj