3.06.2024

"Świątynia na bagnach" Michał Gołkowski

 


Trzeci tom przygód Zahreda (i zarazem pierwsza część trylogii „Bramy ze złota”) rzuci bohatera daleko do krain, których dotąd nie poznał. Pewnego dnia, kiedy jego ciało jest w trakcie odradzania się, znajduje go Drus, niezwykle mądry i przebiegły chłopak.

Ich spotkanie poważnie wpłynie na życie Drusa, ale niekoniecznie pozwoli Zahredowi na odzyskanie sił. Zahred jest słaby, bardzo słaby, zaś klątwa rzucona przez bogów nie działa tak jak należy. W dodatku Zahred zdany jest na łaskę Drusa, którego poświęcenie i oddanie jest tak ogromne, iż tworzy kult na cześć nieumarłego boga. Zahred jest w poważnych tarapatach. Czy odszuka kogoś, kto mu pomoże? Czyżby miał być już na zawsze uwięziony we własnym ciele i zależny od Drusa?

(Opis wydawcy): „Rzucony wyrokiem kapryśnych bogów poza granice znanego świata, Zahred tkwi pośród trzęsawisk i moczarów. Nawet jego klątwa nie działa tak, jak powinna. Odnajduje go tam – bezradnie zawieszonego pomiędzy życiem a śmiercią – młody, niewinny chłopiec. Oto przeklęta (a może błogosławiona) chwila, która ukształtuje cały dalszy los dziecka. Nieszczęsnego śmiertelnika, który spojrzał w oczy Bogu. Poznaj opowieść o zaufaniu i zdradzie, miłości i nienawiści oraz o zaślepieniu przekonaniami. Opowieść o przelanej krwi, którą zmyć można tylko następną krwią. O bogu-człowieku, uwięzionym w pozłacanej klatce gmachu wzniesionego ku jego czci. Świątynia wyrośnie ze szlamu stęchłego bagna i morza niewinnej krwi.

Zachęcona poprzednimi tomami, oczekiwałam na sporą dawkę adrenaliny i przygody, ale jak to z oczekiwaniami bywa, lubią być zbyt wygórowane i zawodzić. Tak też stało się w przypadku tej części. Moje rozczarowanie po przeczytaniu tego tomu jest ogromne i po cichu liczę, że dalsze losy Zahreda są lepiej opisane, bo jeśli nie to chyba nie dotrwam do końca i zwyczajnie odpuszczę dokończenie serii.

Najbardziej zawiodłam się na akcji, która jest napisana tak rozwlekle, tak nieudolnie i tak powtarzalnie w porównaniu z wcześniejszymi tomami, że zmuszałam się do czytania i robiłam sobie dłuższe przerwy. Motyw odradzania się bohatera, jego zdobywania świata, toczenia bitew i na końcu umierania jest tak schematyczny, że moim zdaniem autor powinien jakoś tę fabułę ubarwić. Tymczasem „Świątynia na bagnach” opiera się na próbie wydostania Zahreda ze szponów Drusa i ucieczce. Owszem, są jeszcze pozostałe poboczne postacie, twórca również rozpisuje się nad formowaniem się religii i jej wpływie na mieszkańców wiosek oraz na egzystencji Zahreda, jednak to wciąż za mało, żeby zainteresować czytelnika. Nie wspominając już o tajemniczych zdolnościach głównego bohatera, zdolnościach, które według mnie pomału powinny się wyjaśniać i rzucać jakieś światło na zagadkę związaną z bogami i ich związkiem z Zahredem. Prócz formowania się religii i królestw oraz dziwnych powiązań Zahreda z tym wszystkim, autor nie wyjaśnia odbiorcy więcej na ten temat, a szkoda, ponieważ motyw bogów wydaje się w tym wszystkim kluczowy.

Następnym rozczarowaniem są opisy, które strasznie mnie znużyły. Lubię styl pisania Michała Gołkowskiego, ze względu na dobór słów, jak i umiejętność przedstawienia wydarzeń, zwłaszcza konfliktów, jednak te opisy przyrody moim zdaniem były po prostu niepotrzebne i wydawały mi się również wciśnięte na siłę, aby tylko zapełnić więcej stron. Zupełnie nic nie wnosiły do fabuły, a tylko przeszkadzały, jeszcze bardziej spowalniając i tak już ciągnącą się akcję.

Czego jeszcze mi brakowało? Obecności Zahreda. Główny bohater pojawiał się zdecydowanie zbyt rzadko i został ukazany jako słabeusz, a lubiłam go za typową niezależność, skłonność do snucia intryg i zdrady oraz walki o swoje. Tymczasem dał się ogłupić innym jak cielę, stał się osłabiony i zależny od klątwy, w dodatku nie przejrzał sprytu zniewalającej go osoby i jeszcze się jej słuchał. Zahred w poprzednich tomach prezentował się całkiem inaczej, nawet w obliczu słabości pozostawał silny, natomiast tutaj ciągle mnie od niego odrzucało.

Zakończenie powieści trochę inne od poprzednich tomów, nie kończy się śmiercią Zahreda, jak to autor miał w zwyczaju wymyślić, ale urywa się, by zachęcić czytelnika do przeczytania kolejnych części trylogii „Bramy ze złota”. Nie wiem jak potoczą się dalsze losy postaci, ale mnie finał jakoś nie zachęcił, a całą akcję zamknęłabym w dwóch rozdziałach. Czegoś mi zabrakło, losy Zahreda nie zainteresowały mnie tak, jak wcześniej, tajemnice z nim związane również się nie wyjaśniły. Ciężko mi napisać, że polecam „Świątynię na bagnach”, może kolejne tomy będą lepsze.

Książka ma twardą oprawę, okładka zaś przedstawia Zahreda w boju. Niektóre elementy, w tym grzbiet są pozłacane. Czcionka duża, czytelna, sprzyjająca szybkiemu czytaniu. Wewnątrz publikacji umieszczono również ilustracje autorstwa Vladimira Nenova.

 

Podsumowanie:

+ styl literacki

+ wielowątkowość

+ twarda oprawa

+ ilustracje

- schematyczność fabuły

- wolno rozwijająca się akcja

- zbyt duża ilość opisów

- nudnie ukazany główny bohater

 

Liczba stron: 608

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Gatunek: fantasy

Rok wydania: 2019

Dla kogo: dla fanów epickich powieści i tworzenia się królestw oraz dla miłośników motywu religii z udziałem bogów.

 

                                        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum

Szukaj