Już bardzo dawno miałam do czynienia z powieściami Jojo Moyes, dlatego ucieszyłam się, gdy na polskim rynku pojawiła się kolejna jej książka – „Zakazany owoc”. Autorka zalicza się do moich ulubionych pisarek z gatunku literatury obyczajowej, więc z wielką ochotą zabrałam się do czytania tej lektury. Fabuła rozgrywa się w niewielkim miasteczku o nazwie Merham w okolicach Londynu. Przedział czasowy akcji dzieli się na dwie części: powojenną, w której poznajemy młodą Lottie Swift i jej przyjaciółkę Celię Holden oraz współczesną, gdzie główną bohaterką jest Daisy Parsons.
„Daisy nie jest w stanie przejechać przez most, chociaż ludzie stojący za nią w korku dostają białej gorączki. To właśnie tu Daniel po raz pierwszy wyznał, że ją kocha. Ich życie było idealne, a teraz ona nie panuje nad niczym. Nad bałaganem, fryzurą, rozciągniętym dresem… Potrafi tylko rozpaczliwie tęsknić za dziewczyną, którą kiedyś była. To oczywiście najgorszy moment, by dostać nową pracę. Daisy ma natychmiast zająć się urządzeniem wnętrza niezwykłej willi nad brzegiem morza. Ten dom odbiera jej mowę. Ach, zrobi z niego prawdziwe cudo! Już wkrótce okazuje się, że willa kryje w sobie więcej obietnic, niż Daisy mogła przypuszczać. I historię zakazanej miłości, która teraz może się powtórzyć. Na szczęście wciąż mieszka tam kobieta, która doskonale wie, że czasami trzeba po prostu ruszyć dalej. To jedyny sposób.” Na początku mamy do czynienia z dwoma bohaterkami, Lottie Swift i Celią Holden. Dziewczęta sprawiają ważenie podekscytowanych przyjazdem na stałe do Merham podającej się za aktorkę, Adeline Armand. Wskutek zbiegu okoliczności, przyjaciółki stają się stałymi bywalczyniami domu artystów, ku zgorszeniu mieszkańców małego miasta. Interwencja sąsiadek sprawia, że Celia zostaje zmuszona do wyjazdu, zaś Lottie okrywa się sporą niesławą. Kiedy Celia powraca z Londynu wraz ze swoim narzeczonym, Lottie odkrywa jak wiele znaczy dla niej Guy. Wkrótce zaczyna pałać miłością do nowo poznanego mężczyzny, przypieczętowując w ten sposób własny los.
W dalszej części powieści poznajemy Daisy Parsons, którą kilka tygodni wcześniej zostawił mąż. Kobieta kompletnie nie radzi sobie z powodu załamania, zapomina o rachunkach, jedzeniu i sprzątaniu. Pochłonięta całkowicie opieką nad niemowlęciem, powoli pogrąża się w otchłani rozpaczy. Wszystko zmienia jeden telefon od zleceniodawcy projektu hotelu. Ponieważ jej małżonek nie podjął się wykonania zadania i zniknął, Daisy postanawia sama wyremontować budynek bez jego wiedzy i zgody. Wraz z malutką Ellie przeprowadza się do domu, który ma zostać przez nią odnowiony. Nie wszyscy są jednak zadowoleni z takiego obrotu spraw. Okazuje się, że Daisy swoim przyjazdem otwiera puszkę Pandory, gdy wraz z postępem prac, sekrety rezydencji wychodzą na jaw. Wkrótce Daisy będzie musiała poradzić sobie nie tylko z trudnym przedsięwzięciem, lecz także z gniewem mieszkańców Merham.
Ponieważ bardzo lubię Jojo Moyes, byłam mocno zaskoczona podczas czytania tej powieści. Nie spodziewałam się, że książka okaże się tak… słaba. Początki z nią były dla mnie dość trudne z powodu nieprzychylnego ukazania społeczności mieszkańców małego miasta, ich plotkowania przy herbatce, utyskiwania z powodu łamania przyjętych przez nich norm i jednocześnie pragnienia zachowywania tradycji. Nigdy nie pałałam miłością do opisów tajnego posiedzenia kobiet i ich wymiany zdań na temat uchybień wobec powszechnie przyjętej etykiety towarzyskiej, dlatego przebrnięcie przez pierwsze rozdziały mogę porównać tylko do przymocowania do koła tortur. Ciekawość głównych bohaterek taką postacią jak Adeline i gośćmi odwiedzającymi jej dom trochę łagodziło moje opory, ale i tak uważam, że dzieje się niewiele. Kiedy zaś w końcu docieramy do miejsca, w którym akcja zaczyna nabierać rozpędu i zarówno postaciami, jak i czytelnikiem targają naprawdę silne emocje, nagle trach! Przechodzimy do części drugiej, współczesnej. I tak, znów musimy poznawać kolejną bohaterkę, jaką jest Daisy, od nowa wczuwamy się w losy kolejnej postaci i próbujemy połapać się, o co chodzi w tej historii i jaki może mieć związek z przeszłością.
Niestety, po raz kolejny nudziłam się podczas czytania także tej opowieści. Odkrywanie tajemnic willi nie było, moim zdaniem, takie ekscytujące jak być powinno. Sama bohaterka niby sprawiała wrażenie silnej kobiety, ale wiele jej zachowań wydawało mi się wymuszonych i chociaż sytuacja, w której się znalazła stanowiła powód do współczucia i przeżywania z nią tragedii, nie byłam poruszona jej losem. Podobnie rzecz ma się z Lottie, jej charakter wydawał mi się dość irytujący i bezczelny, innym razem zaś stawała się typową beksą i milczkiem. Jedno z drugim poważnie mi się gryzło i nie wiem czy był to zabieg celowy, czy też autorka miała pewien problem ze stworzeniem wiarygodnego bohatera.
Sama akcja także pozostawia wiele do życzenia. Niby wszystkie dramaty ukazanych postaci powinny mocno poruszać czytelnikiem, ale tak się nie dzieje, a przynajmniej nie całkiem. Odejście partnera i problem utraconej miłości, czy samotne macierzyństwo to trudne tematy na ogół wzbudzające u odbiorcy poczucie empatii, ale autorka porusza te wątki dość pobieżnie, bardziej skupiając się na plotkującej grupie sąsiadów i remontach willi, przez co powieść sporo traci. Myślałam, że historia potoczy się inaczej i jestem zawiedziona również samym torem, jakim podążyła fabuła. Cóż, nie mnie osądzać zamysły autora, ale przypuszczałam, że będzie się działo o wiele więcej, tymczasem najbardziej interesujące mnie wątki nie zostały nawet do końca rozwiązane. Wciąż czuję lekki niedosyt po przeczytaniu powieści i zawód z powodu niewykorzystanego potencjału książki.
Powieść nie jest do końca beznadziejna – istnieją znacznie gorsze książki. Styl autorki oraz umiejętność budowania napięcia, wplatania historii postaci, czy też zdolność tworzenia szeroko rozwiniętych opisów to atuty Jojo Moyes. W „Zakazanym owocu” zabrakło mi jednak elementów zaskoczenia i ciekawie poprowadzonej akcji. Jeżeli dodać do tego denerwujące zachowania bohaterek, otrzymujemy przeciętną lekturę, której broni jedynie nazwisko pisarki.
Zaletą książki jest za to szata graficzna. Uwielbiam żywe kolory przedstawione na okładce i ogromne napisy aż krzyczące, żeby zwrócić na siebie uwagę. Zdjęcie kobiety na turkusowym tle oraz pomarańczowo – różowe litery wręcz przekonują żeby nabyć egzemplarz na swoją półkę. Na grzbiecie publikacji wstawiono miniaturkę zdjęcia z okładki, z tyłu zaś umieszczono krótkie streszczenie powieści wraz z wizerunkiem autorki oraz innych jej dzieł. Muszę trochę ponarzekać na czcionkę, jak dla mnie powinna być ciut większa lub mniej ozdobna, czasem kształt tekstu trochę mnie spowalniał podczas czytania.
Podsumowanie:
+ opisy świata przedstawionego
+ okładka książki
+ ukazanie szerokiej historii postaci
- powolna akcja
- brak elementów zaskoczenia
- czasem irytujący bohaterowie
- czcionka
Ilość stron: 512
Wydawnictwo: Znak
Gatunek: obyczajowy
Rok wydania: 2021 (z 2003)
Dla kogo: dla fanów twórczości Jojo Moyes, dla osób lubiących powieści o rodzinnych sekretach z przeszłości
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz