16.11.2020

"Dwór Cierni i Róż" Sarah J. Maas

Po zapoznaniu się z „Księżycowym Miastem” Sarah J. Maas, postanowiłam dać szansę innym jej książkom. W ten sposób w moje ręce wpadł „Dwór Cierni i Róż”, pierwszy tom opowiadający o przygodach Feyry w magicznej krainie Prythian, rządzonej przez okrutne Fae.


 

„Dziewiętnastoletnia Feyra jest łowczynią. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od Prythianu, krainy zamieszkanej przez rasę obdarzonych magią śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń, która przed wiekami panowała nad światem. Podczas polowania Feyra zabija ogromnego wilka. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z wysokiego rodu Tamlin w postaci złowrogiej bestii, żądając zadośćuczynienia za ten czyn. Feyra musi wybrać – albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythianu i spędzi tam resztę swoich dni. Pozornie dzieli ich wszystko – wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyra będzie w stanie pokonać swój strach i uprzednia?” Na początku moje pierwsze wrażenie było dość pozytywne. Poznajemy nędzną historię Feyry i jej sióstr, mieszkających pod jednym dachem z wiekowym i schorowanym ojcem. Tylko jedna z nich dba o wyżywienie rodziny i jest to właśnie główna bohaterka. Jedyne co dostaje w ramach podziękowań to kłótnie i wyzwiska, najczęściej ze strony najstarszej siostry, Nesty. Podczas tragicznego w skutkach polowania sytuacja Feyry diametralnie się zmienia, podobnie jak fabuła książki. Z ponurej tragedii wyłania się słodki obraz dobrotliwego Tamlina. Powieść zaczyna przekształcać się w schematyczną młodzieżówkę, aż boli. Nie zrozumcie mnie źle – to nie tak, że książka mi się nie podobała, ale w tej historii zabrakło mi jakiegoś zaskoczenia, ukrytego asa w rękawie autorki, którego miałam okazję doświadczyć w „Księżycowym Mieście”. Na szczęście, pod koniec znów mogłam wczuć się w akcję i spodobał mi się również negatywny bohater – Rhysand. Co prawda fabułę napędza Amarantha i jej intrygi, ale Rhysand dobrze jej w tym pomaga.

Jestem zdumiona jak bardzo styl autorki różni się od tego z „Księżycowego Miasta”. Mamy do czynienia z większą ilością opisów (co jest zdecydowanie na plus), także bohaterowie wydają mi się bardziej dopracowani. Gdyby nie to, że fabuła sprawiała wrażenie zbyt schematycznej, miejscami słodkiej i przewidywalnej, dodałabym tę książkę do swojej ulubionej listy. Cóż, nie udało się. Może następne tomy zaintrygują mnie bardziej. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia Feyry, ale nie przeszkadzało mi to w czytaniu. Wiele elementów  świata przedstawionego przypominało serię „Królowa Lata” Melissy Marr (powiedziałabym nawet brzydko, że sporo zostało zerżniętych) i nie wiem czy to nowa moda na pisanie o mrocznych wróżkach (jak to kiedyś było z wampirami), czy to tylko zbieg okoliczności.

Okładka przedstawia ilustrację kobiety na czerwonym tle i na niej znajduje się wyszczególniony na biało tytuł. Nie zdobyła mojej sympatii, zwłaszcza że jest dość cienka i jak zauważyłam podatna na zniszczenia (już są na niej zagięcia i delikatne przetarcia, a nie należę do osób nie dbających o książki). W środku została dodana mapka Prythianu, zaś każdy rozdział ozdobiony jest rysunkiem cierni, co zapewne nawiązuje do tytułu.

 

Podsumowanie:

+ oddanie emocji głównej bohaterki

+ akcja książki wciąga i zachęca do czytania

- okładka szybko może się przecierać

- fabuła miejscami schematyczna i przesłodzona

 

Ilość stron: 528

Wydawnictwo: Uroboros

Gatunek: fantasy, paranormal romance

Rok wydania: 2016 (z 2015)

Dla kogo: dla młodych dorosłych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum

Szukaj