Skuszona pozytywnymi opiniami na temat twórczości Anne Bishop, zdecydowałam się na zapoznanie się z jej książkami. Wybór padł na pierwszy tom serii „Tir Alainn” pod tytułem „Filary Świata”, powieść dotyczącą – jak błędnie myślałam – wiedźm i ich czarów. Okazuje się, że w świecie stworzonym przez autorkę pojawiają się jeszcze Fae, Mały Lud oraz tajemniczy Inkwizytorzy, siejący postrach wśród istot uprawiających magię. Odległym Starym Miejscem zajmuje się Ari, młoda dziewczyna, bezskutecznie próbująca pogodzić się ze stratą matki i babki. Marzy o porzuceniu swojego dziedzictwa na rzecz polepszenia własnego bytu, ale okoliczni mieszkańcy są zbyt przywiązani do usług magicznych świadczonych przez nastoletnią wiedźmę.
„Ari, najmłodsza z wielopokoleniowego rodu czarownic, przeczuwa nadchodzące zmiany – zmiany na gorsze. Od wieków jej poprzedniczki opiekowały się Starymi Miejscami, dbając o to, by ziemie te pozostawały bezpieczne i płodne. Ale wraz z nadejściem Letniego Księżyca nastroje wśród jej sąsiadów stają się coraz bardziej napięte. Ari nie jest już bezpieczna. Fae od dłuższego czasu ignorowali zmiany zachodzące w świecie śmiertelników, a do cienistego świata podróżowali jedynie po chwile dobrej zabawy. Tymczasem drogi powoli zaczynają znikać, skazując klany Fae na izolację i samotność. Choć światy duchowy i naturalny pozostawały kiedyś w zgodzie ze sobą w harmonii, dziś do uszu zarówno Fae, jak i śmiertelników, docierają akordy, które nie chcą ze sobą współbrzmieć. A kiedy przez miasto przetoczą się pomruki polowań na czarownice, niektórzy zaczną się zastanawiać, czy te dziwne znaki nie są przypadkiem różnymi nutami tej samej melodii. Jedyna wskazówka, która ich wszystkich prowadzi, to niejasna wzmianka o Filarach Świata…”. Historia zaczyna się od niepokojów wśród Fae związanych z zamykaniem się dróg do ich wymiaru. Tir Alainn od wieków stanowił ich dom i jednocześnie schronienie, zaś odwiedziny w świecie ludzkim stały się przerywnikiem dla uciech i chwilowym zapomnieniem. Garstka potężnych istot poszukuje powodu, dla którego coraz trudniej dostać się do śmiertelników oraz przyczyn wymierania krain Fae. Coraz więcej ich rodaków ginie z powodu nagłego zanikania Tir Alainnu, dlatego na wieść o wiedźmach i ich związku ze śmiercią i złem, Fae postanawiają przyjrzeć się ich postępowaniu.
Morag, Zbieraczka dusz, wydaje się zaniepokojona wzrostem śmierci i ilości przybywających do niej z wołaniem o pomoc duchów. Zbyt wiele z nich musi ostatnio zabierać ze sobą za Cienistą Zasłonę. Zamykanie dróg tylko potęguje jej zmartwienia, ponieważ trudno jej odnowić potrzebną energię, zaś Stare Miejsca, zazwyczaj tak pełne magii, teraz wydają się opuszczone. Wkrótce Morag odkrywa przyczynę obumierania magii, a gdy tak się dzieje, postanawia odnaleźć i ochronić ostatnie z dzieci Matki… tylko czy zdąży?
Ari sumiennie pilnuje powierzonego jej dziedzictwa, przekazywanego od lat z babki na matkę, z matki na córkę. I chociaż tęskni za wolnością, wie, że nie może pozwolić sobie na opuszczenie kawałka ziemi, którym się opiekuje. Jako powierniczka magii ognia i ziemi, starannie wypełnia nie tylko codzienne obowiązki, ale również dba o obrzędy związane ze Starym Miejscem. Kiedy niefortunnie zostaje zmuszona do złożenia obietnicy w noc pełni księżyca, zyskuje sobie potężnego adoratora, który nie zawaha się przed niczym, by zadbać o jej bezpieczeństwo. Ochrona potężnego sojusznika przyda się jej już niedługo. Okrutnie mściwy Inkwizytor zbliża się do miejscowości niedaleko chatki Ari i nie spocznie, dopóki wszystkie z wiedźm nie będą martwe.
„Filary Świata” to doskonała lektura dla tych, którzy lubią powieści fantastyczne z wątkami miłosnymi. I chociaż dylematy Ari wydawały mi się dość błahe, zaś wiele z opisywanych przez autorkę czynności wykonywanych przez bohaterkę i zmartwień będących jej udziałem, zdawało się nudnych i irytujących (ile można martwić się o zasianie pola kiedy każą jej uciekać?), to świat Fae i wiedźm wciągnął mnie już od samego początku. Sam pierwszy rozdział wrzuca nas do obfitującej w zdarzenia akcji, później z kolei jest już tylko lepiej.
Bardzo polubiłam postać Morag, niezwykle utalentowanej wysłanniczki śmierci, która w obronie tych, na której jej zależy, jest w stanie sprzeciwić się każdemu, nawet istotom hierarchicznie od niej ważniejszym. Nie spodobał mi się za to Inkwizytor, ale to akurat zrozumiałe – mało kto lubi czarne charaktery powieści, punkt dla autorki za to, że antybohater ciągle napędza akcję, natomiast jego historia nienawiści do czarownic i kobiet oraz misja uczynienia mężczyzn katami płci przeciwnej, czy umiłowanie do tortur słusznie wywołuje w czytelniku silne emocje. Istoty Fae również zostały opisane bardzo ciekawie oraz szczegółowo, chociaż podejrzewam, że Anne Bishop nie odkryła pod tym względem jeszcze wszystkich kart (w końcu kolejne tomy serii przed nami). Najmniej podobała mi się Ari, czasem jej upór wydawał mi się niedorzeczny, dziecinny i po prostu dziwaczny, ale z drugiej strony, czego można spodziewać się po nastoletniej bohaterce?
Okładka powieści została utrzymana w czerwonych i dość ponurych tonacjach. Wizerunek kobiety widzianej z tyłu i patrzącej w niebo wskazuje na jej rozterki związane z przetrwaniem (a przynajmniej ja to tak odbieram). Chociaż okładka została wykonana dość starannie, to raczej nie stanie się moją ulubienicą. Te wszystkie kolory razem z napisem tytułowym zlewają się ze sobą i tylko posrebrzane nazwisko autorki jakoś się wyróżnia. Rozdziały są ozdobione skromnym i niewielkim zawijasem. Czcionka dość mała, ale duże odstępy między linijkami tekstu sprawiają, że powieść czyta się dość szybko.
Podsumowanie:
+ wartka akcja książki
+ wielowątkowość powieści
+ szczegółowo przedstawieni bohaterowie
+ dobrze skonstruowany świat przedstawiony
+ napędzający wydarzenia antybohater
- nieładna okładka
- czasem dziecinna główna postać
Ilość stron: 528
Wydawnictwo: Initium
Rok wydania: 2019 (z 2001)
Gatunek: fantasy
Dla kogo: dla osób lubiących książki fantastyczne z wątkami romantycznymi, dla fanów opowieści o fae
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz