Po
ostatniej książkowej porażce pora na tytuł, który mnie porwał, przeorał,
całkowicie pozbawił tchu i poskładał na nowo. Od kiedy usłyszałam po raz
pierwszy o „Cieniu utraconego świata”, chciałam koniecznie zapoznać się z jego
treścią, a teraz, gdy jestem już po lekturze, mogę na samym wstępie go polecić,
jeśli niestraszne są Wam powieści z olbrzymią ilością treści. „Cień…” to
pierwszy tom „Trylogii Licaniusa”, będący długim wstępem do reszty historii o
Davianie, Ashy i Wirrze, historii, która wraz z rozwijającą się akcją staje się
coraz bardziej zagmatwana, ale o tyleż ciekawsza i z rozdziału na rozdział
coraz brutalniejsza. Jeśli kochacie epicką fantastykę, to jest to tytuł dla
Was!
„Oto świat, w którym magia jest oczywista,
niczym istnienie dobra i zła. I podobnie jak zło, do cna znienawidzona. Oto
świat, który za chwilę przestanie istnieć. Z północy nadciąga zagłada, a
jedyne, co może stawić jej czoła to właśnie wzgardzona i osłabiona magia. Młody
Davian wyrusza w niebezpieczną podróż na północ. U boku ma przyjaciela a za
plecami zostawia zniszczenie, śmierć i grozę. Mimo strachu, każdego dnia
wędruje dalej, wszak od powodzenia jego misji zależą losy świata. No, chyba, że
jego misja polega na czymś zupełnie innym, niż sądzi i właściwie został wysłany
na śmierć. Może też być tak, że przyjaciel, który dzielnie kroczy u jego boku
jest tak naprawdę kimś zupełnie innym, dawny wybawca poświęci go bez mrugnięcia
okiem a bohatersko uratowany dzieciak okaże się silniejszy, niż cała drużyna
wybawców. Może też być zupełnie inaczej. W tej historii prawda splata się z
kłamstwem, stare długi ratują życie a zdrajca zasłania zdradzonego własną
piersią.” Davian bardzo przeżywa swój pobyt w szkole. Nie umie korzystać z
Esencji, a to oznacza, że w dniu Próby zostanie naznaczony jako Cień oraz
zostanie wygnany. Obdarzeni i tak są traktowani jak potrzebne zło wśród
społeczności, zaś bycie Cieniem na zawsze przekreśli jego przyjaźń z Wirrem i
Ashą oraz skaże go na pełną cierpienia egzystencję. Pewnej nocy, wcześniej
spotkany Starszy wręcza mu tajemniczą kostkę, która ma go zaprowadzić do
augurów, którzy dysponują taką samą mocą jak chłopak. Davian, ryzykując
znacznie więcej niż możliwość wygnania, rusza wraz ze swoim przyjacielem Wirrem
w podróż, która ujawni sekrety skrywane przez Starszych, objawi część prawdy o
nim samym i pozwoli mu dojrzeć do roli, którą ma odegrać w najbliższym czasie.
Zbliża się przepowiedziana przez augurów bitwa i wszyscy muszą być gotowi na
to, co nadejdzie już niedługo. Jak Davian poradzi sobie w obliczu
niebezpieczeństwa? I kim tak naprawdę jest jego najbliższy przyjaciel?
Przez
pierwsze kilkaset stron wydawało mi się, że mam do czynienia z lekką
młodzieżówką. Styl pisania autora, pomimo bogatej treści, jest łatwy do
przyswojenia, wydarzenia dzieją się dość szybko, zaś główni bohaterowie są
nastolatkami, pewnie stąd dałam się nabrać. Później jednak pojawiły się nieco
brutalniejsze zdarzenia, zaś postacie zostały wmanewrowane w decyzje, które nie
są już tak łatwe, jakby to się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. W obliczu
fałszywych tożsamości i kłamstw serwowanych przez bliskie im osoby, powieść
nabiera o wiele głębszego znaczenia, zaś pomieszanie przez pisarza przyszłości,
przeszłości i teraźniejszości sprawia, że do samego końca czytelnik ma niezły
mętlik w głowie.
Wbrew
dużej ilości treści, opisy serwowane przez Jamesa Islingtona nie są wyszukane.
Jak już wspomniałam wcześniej, język autora jest lekki i młodzieżowy, dzięki
czemu całą powieść czyta się bardzo przyjemnie. A jednak treść skierowana jest
już do bardziej dojrzałego czytelnika z uwagi na występujące w niej (dość
rzadko) brutalne sceny, mnogość wątków, czy zawiłość całej fabuły. Pomimo iż
nie jestem zwolenniczką ciężkich scen, to jednak nie odczuwałam nieprzyjemności
z czytania lektury. Autor niejeden raz mnie zaskoczył oraz sprawił, że miło
spędziłam z tą książką swój czas.
Rozdziały
opisywane są z punktu widzenia kilku bohaterów: Daviana, Ashy, Wirra, Caedena
oraz innych kluczowych postaci pobocznych. Każdy z nich wyróżnia się unikalną
umiejętnością, pochodzeniem, charakterem lub skrywanymi sekretami, co znów
przydaje historii atrakcyjności. Osobiście najbardziej polubiłam Daviana,
chociaż patrząc na decyzje podejmowane przez niego pod koniec książki,
zastanawiam się czy będzie tym dobrym, czy też złym. Kolejna sprawa to
przemiana postaci – autor niemal niezauważalnie wprowadza pewne zmiany w ich
zachowaniach, a jednak efekt jest doskonale widoczny. Uwielbiam obserwowanie
rozwoju bohaterów w powieściach, a J. Islington zrobił to perfekcyjnie.
Czy
polecam? Jak najbardziej! Jeśli kochacie epicką fantastykę, a także olbrzymią
ilość stron i uważacie, że im grubsze książki, tym lepsze, to koniecznie
sięgnijcie po „Cień utraconego świata”. Ja przepadłam po przeczytaniu
pierwszego tomu i gdyby nie duża liczba tytułów do nadrobienia przeze mnie oraz
spora mnogość wątków do przyswojenia w tej części (obszerny tekst jednak trochę
mnie zmęczył i musiałam zrobić sobie przerwę od czytania) to z pewnością już
wzięłabym się za „Echo przyszłych wypadków”, kontynuację przygód bohaterów.
Okładka
książki przedstawia czarno – białe postacie na tle pomarańczowego słońca i
kolor ten jest wyróżniającym akcentem całości. W środku zamieszczono mapkę, co
stanowi miły dodatek i pozwala na szersze poznanie historii ukazywanej przez
autora.
Podsumowanie:
+
mnogość wątków
+
duża liczba postaci
+
lekki styl
+
ciekawie ukazana historia
+
dołączona mapka
+
okładka powieści
+
wartka akcja
+
zawiłość fabuły
-
brak
Ilość
stron: 969
Wydawnictwo:
Fabryka Słów
Gatunek:
fantasy
Rok
wydania: 2021 (z 2015), e-book
Dla
kogo: dla fanów epickiej fantastyki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz