Agata Konefał w swojej debiutanckiej powieści „Gasnące słońce” zabiera czytelnika do świata Kiroho, podzielonego na dwa zwaśnione plemiona – Słońca i Księżyca. Sonya, córka wodza plemienia Słońca z niecierpliwością oczekuje na przebudzenie duchowych mocy. Jeśli jej totem się nie objawi to w dniu szesnastych urodzin czeka ją najgorsza hańba ze wszystkich – wygnanie, którego bardzo się obawia.
Tymczasem Levone, książę plemienia Księżyca robi wszystko, co w jego mocy, by uchronić ludność przed napadami Dzikich. Wie, że w jego szeregach kryje się zdrajca, który jest odpowiedzialny za zło panoszące się w jego krainach. Kiedy ścieżki Sonyi i Levone się przecinają może zdarzyć się dosłownie wszystko. Jak przedstawiciele dwóch wrogich plemion odnajdą się w swoim towarzystwie? Czy Słońce i Księżyc znajdą pomiędzy sobą nić porozumienia? Co czyha na nich wśród mroków lasu?(Opis wydawcy): „Kiroho to świat, gdzie ludzkość podzieliła się na dwa plemiona – Słońca i Księżyca. Sonya – córka wodza – zbliża się do szesnastych urodzin, które zadecydują o jej losie. Jeśli nie zbudzą się w niej duchy, czeka ją wygnanie. A tego boi się najbardziej. Świat, w którym się urodziła, nie należy do najbezpieczniejszych. Zewsząd docierają historie o złych duchach i potworach. Levone to następca tronu i niezłomny wojownik. W życiu liczy się dla niego tylko jedno – bezpieczeństwo jego poddanych. Gdy Dzicy atakują ziemie pod panowaniem jego klanu, bezzwłocznie wyrusza do boju, aby zapewnić swemu ludowi ochronę. Choć oboje żyją w dwóch odległych sobie kulturach, mierzą się ze swoimi największymi lękami. Jakie przeznaczenie jest im pisane? Czy gdy ich drogi się skrzyżują, będą wrogami czy przyjaciółmi?”
Zacznę od historii, która od samego początku mocno mnie zaciekawiła. Przede wszystkim pomysł na stworzenie totemów odpowiadających mocy duchowej i przybierających formę zwierząt uważam za genialny. Uwielbiam taki motyw w fantastyce, dlatego daję autorce olbrzymiego plusa za kreatywność. Podobnie rzecz ma się z plemionami Słońca i Księżyca, a dokładniej w różnicach występujących pomiędzy nimi, np. wrażliwości na słońce, księżyc, odmienności fizjonomii, również podziale na ziemie należące do tych plemion i różnorodności fauny i flory. Przygody Sonyi i Levone czyta się dość przyjemnie, jeśli wziąć pod uwagę same wydarzenia. Zwłaszcza losy żeńskiej postaci wydawały mi się bardzo interesujące, zważywszy na kłopoty, w jakie się wpakowała. Z Levonem było już trochę inaczej, ponieważ sprawiał dla mnie wrażenie zbyt idealnego, dlatego przy czytaniu rozdziałów z jego udziałem tylko przewracałam oczami. Inni bohaterowie także nie zyskali mojej sympatii, gdyż prawie nic nie dowiedziałam się o nich ani o ich przeszłości.
Jeśli chodzi o język literacki to tekst wyraźnie wymaga dopracowania. Zabrakło w nim moim zdaniem odpowiedniej korekty, czasem pojawiają się literówki, innym razem są to takie kwiatki jak: „przybrał rozumny wyraz twarzy” (czyli jaki?). Kolejna sprawa to nie dość dokładne opisy. Brakowało mi wyjaśnienia konkretnych zasad działania świata przedstawionego. Co prawda część z nich została ukazana, ale moim zdaniem za mało. Miałam problemy ze zrozumieniem działania zasad pór dnia i nocy, trochę brakowało mi też objaśnienia podwalin magii i samych totemów. Pewne wydarzenia, jak np. odkrycie zdrajcy, czy powiązanie głównej bohaterki z wróżkami, mimo iż są dużym urozmaiceniem to zostały opisane tak lakonicznie i szybko, że wydawały mi się wręcz niewiarygodne, a przez to nielogiczne.
Same wydarzenia według mnie toczyły się często zbyt prędko, akcja pędziła jak szalona i nim czytelnik zdoła przemyśleć sobie pewne sceny, już jest bombardowany kolejnymi właśnie dlatego niektóre elementy powieści traciły według mnie na wiarygodności. Następny minus to dość schematyczne przedstawienie bohaterów lub pewnych wydarzeń. Wiele scen potrafiłam dokładnie przewidzieć, mało które mnie zaskoczyły, co świadczy o pewnej sztampowości.
Zakończenie powieści urwane trochę za gwałtownie. Brakowało mi w nim osobistych przemyśleń ze strony bohaterów, pewnego akcentu, który podkręciłby dramatyzm sytuacji. Fajnie, że przerwał się w momencie większej akcji, to zawsze zachęca odbiorcę tekstu do kontynuowania czytania kolejnej części serii, ale kilka akapitów więcej lub krótki epilog wyglądałby ciut lepiej.
Czy polecam? Mam dylemat. Z jednej strony historia Sonyi i Levone’a oraz pomysł na magię w postaci totemów, czy podział ludności na księżyc i słońce wymagały dużej kreatywności, a to zawsze sobie cenię w książkach. Również fabuła rozgrywa się dość interesująco. Jednak opracowanie tekstu, a także deficyt opisów i zbyt prędkie tempo akcji sprawiły, że niestety muszę „Gasnące słońce” ocenić nisko. Jeśli przymykacie oko na błędy w tekście, mogę Wam polecić dla zapoznania się z dość interesującą historią. Jeśli nie, odradzam.
Okładka jest ciekawym projektem graficznym przedstawiającym słońce i małe księżyce. Na przedłużeniach oprawy umieszczono patronów książki oraz rekomendacje czytelnicze. Przed właściwą historią wstawiono mapkę krain Kiroho (jest świetna). Publikacja wizualnie zachęca do sięgnięcia po lekturę.
Podsumowanie:
+ interesująca fabuła
+ motyw totemów i podziału świata na plemiona słońca i księżyca
+ mapka
+ okładka książki
- schematyczne wydarzenia
- słabo ukazani bohaterowie
- akcja jest zbyt szybka
- mało rozrysowany świat przedstawiony
- zła korekta książki
Liczba stron: 321
Wydawnictwo: Papierowy Smok
Gatunek: fantasy
Rok wydania: 2022
Dla kogo: dla miłośników lekkich książek i fanów literatury w stylu młodzieżowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz