28.04.2024

"Amerykańscy bogowie" Neil Gaiman

 


Twórczość Neila Gaimana kusiła mnie od zawsze ze względu na ogromną popularność pisarza oraz jego zamiłowanie do tworzenia scenariuszy filmowych. Tytuł „Amerykańscy bogowie” gdzieś tam kiedyś obił mi się o uszy, dlatego po zobaczeniu go na bibliotecznej półce zdecydowałam się na zabranie tomiku do domu i przeczytanie go. Teraz, tradycyjnie opiszę Wam krótko streszczenie fabuły i przejdę do recenzji książki.

Cień nie może doczekać się wyjścia z więzienia. Zostało mu już tylko kilka dni do opuszczenia swojej celi po trzech latach spędzonych na odbywaniu wyroku. Liczy czas pozostały mu do spotkania ze swoją żoną, Laurą. Ma nadzieję też na obiecaną skromną posadę załatwioną przez najlepszego kumpla. Jednak po opuszczeniu pudła nie wszystko idzie zgodnie z jego przewidywaniami. Laura ginie w wypadku samochodowym wraz z kolegą, z którym zdradziła Cienia. Nagle Cień odrywa, iż nie ma dokąd wracać i pozostaje bez żadnych perspektyw na przyszłość. Jednak wtedy na jego drodze staje pan Wednesday, który proponuje mu pracę. W ten sposób Cień rozpoczyna przygodę swojego życia, przygodę prowadzącą do poznania samego siebie oraz świata znanego jedynie bogom… .

(Opis wydawcy): „Po trzech latach spędzonych w więzieniu Cień ma wyjść na wolność. Ale w miarę jak do końca odsiadki pozostają tygodnie, godziny, minuty, sekundy, czuje narastający niepokój. Na dwa dni przed zakończeniem wyroku jego żona Laura ginie w wypadku samochodowym w tajemniczych okolicznościach – wszystko wskazuje na zdradę małżeńską. Oszołomiony Cień powraca do domu, gdzie spotyka tajemniczego pana Wednesdaya, twierdzącego, iż jest uchodźcą wojennym, byłym bogiem i królem Ameryki. Razem wyruszają oni w niesamowitą podróż przez Stany, rozwiązując zagadkę morderstw, które co zimę są dokonywane w małym amerykańskim miasteczku. Jednak podąża za nimi ktoś, z kim Cień musi zawrzeć pokój… .

Zarówno streszczenie fabuły, jak i początek książki zapowiadały się obiecująco. Koncepcja więzienia, śmierć żony Cienia, dziwny pan Wednesday oraz tajemnicza propozycja pracy były wątkami, które może mnie nie powaliły, ale z pewnością odrobinę zainteresowały. Z tego powodu uważnie śledziłam losy głównej postaci, również nader obiecującej. Moja ciekawość szybko jednak zaczęła przygasać, aż całkiem zanikła i już praktycznie do końca czytanie tego tytułu było dla mnie drogą przez mękę.

Nie mogę się przyczepić do stylu, jak i do budowania dialogów przez autora, ponieważ są na wysokim poziomie i tutaj sobie odpuszczę. Niestety, reszta to kompletna porażka. Nawet nie wiem od czego zacząć, może od najłatwiejszego, czyli akcji, która praktycznie nie istnieje. Odnoszę wrażenie, że cała powieść została skonstruowana na podstawie zebrania pewnych ogólnych wątków i mitów, a następnie wymieszana bez ładu i składu. Owszem, fabuła jakoś się wlecze do przodu, ale dynamicznej sceny tam się nie znajdzie. Neil Gaiman prowadząc swoją historię skupił się bardziej na snuciu przez bohaterów pewnych opowieści i legend, które są głównymi motywami i służą też za morał dla czytelnika. Natomiast pozostała treść jest pominięta, mam tu na myśli wątki potrzebne do stworzenia napięcia, a więc sytuacji dramatycznych, emocjonalnego zaangażowania postaci, poważniejszych konfliktów, moralnych wyborów i innych, które mogłyby znacząco zachęcić odbiorcę do czytania lektury.

Kolejnym mankamentem są bohaterowie. Niby autor postarał się o ich odpowiednią charakterystykę, ale w mojej ocenie wypadają blado na tle i tak nudnej fabuły, w dodatku są płascy, nie mają zbyt wielkiego wpływu na wydarzenia prócz Cienia, o którego przeszłości i innych zadowalających wiadomościach na jego temat czytelnik dowiaduje się zdecydowanie za późno. Brakowało mi przeżywania przez nich poważniejszych uczuć, nie odczuwałam względem nich żadnej sympatii i antypatii, lekko zainteresowała mnie postać Cienia, jednak sytuacje, w których uczestniczył były dla mnie opisane tak nużąco, iż zmuszałam się do czytania, czego nie lubię.

Dopiero finał książki zaciekawił mnie na tyle, że zdecydowałam się na dokończenie całości, ale o fajerwerkach należy zapomnieć. Sporo wątków wyjaśniło się właśnie tuż przed zakończeniem, a przecież o wielu z nich można było napisać wcześniej, by ubarwić akcję. Brakowało mi elementów fantastycznych, zwłaszcza z udziałem bogów, o których mowa praktycznie cały czas (pod koniec sytuacja się zmieniła, ale i tak na mój zachwyt było za późno). Szkoda, że twórca nie zdecydował się na rozszerzenie świata przedstawionego i barwniejsze poprowadzenie fabuły na wcześniejszym etapie historii. Podejrzewam, że gdyby usunąć ponad połowę fragmentów poświęconych opowieściom i przejść do meritum, byłoby znacznie lepiej. Tytuł „Amerykańscy bogowie” miał spory potencjał lecz na skutek marnego ukazania bohaterów oraz słabego poprowadzenia kluczowych wątków nie przekonał mnie do siebie. Według mnie książka przypomina bardziej scenariusz filmowy, tylko napisany w  rozwlekły sposób.

Czy polecam? Nie. Strata czasu, a powieść do krótkich nie należy i lepiej poświęcić go na znacznie ciekawsze książki.

Na pierwszym planie okładki wysuwają się fantazyjnie ułożone litery tytułowe na czarnym tle. Obecne złocenia na oprawie. Okładka twarda, w środku znajduje się pleciona zakładka. Czcionka przeciętnej wielkości, sprzyjająca szybkiemu czytaniu.

 

Podsumowanie:

+ pomysł fabularny

+ styl literacki autora

+ motyw bogów nowoczesnych i starych

+ oprawa książki

- powolna i monotonna akcja

- mnóstwo wątków nic nie wnoszących do całej historii

- nudni bohaterowie

- mało elementów fantastycznych

 

Liczba stron: 608

Wydawnictwo: MAG

Gatunek: fantasy

Rok wydania: 2016 (z 2001)

Dla kogo: dla fanów mitologii i opowieści o bogach.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum

Szukaj